28 marca 2012

Rozdział 4




Liam
Pokonywaliśmy kolejną ulicę. Harry siedział za kółkiem i wpatrywał się w drogę.
 -Wysadź mnie tu – zażądał Zayn.
Oboje spojrzeliśmy na niego zdziwieni, bo przed chwilą mówił, że jest zmęczony i chce wracać do domu. A teraz co? Kolejny klub? Kolejna noc z nowopoznaną dziewczyną? Prychnąłem głośno.
 -Liam, daj mi spokój – warknął. – Hazza! WYSADŹ MNIE! – wydarł się.
Harry chwycił mocniej kierownicę i skręcił w jakąś boczną uliczkę z piskiem opon. Zatrzymał auto.
 -Proszę – syknął Styles.
Zayn posłał mu jadowite spojrzenie i wyszedł z auta. Kiedy zatrzasnął za sobą drzwi westchnąłem głośno. Lokowaty zerknął jeszcze przez okno, w którym widać było niknącą w oddali sylwetkę Zayna, a po chwili spojrzał na mnie.
 -Harold oszczędź sobie. Malik już dość się na mnie nawydzierał.- mruknąłem.
Brunet przez chwilę wpatrywał się w swoje odbicie w lusterku.
 - Nie jestem twoją matką, ale sądzę , że powinieneś bardziej uważać . Przecież wiesz , że masz jedną nerkę – oznajmił ze spokojem.
 -Ale przecież, ja nie… - zacząłem, ale mi przerwał.
 -Liam! Jesteś totalnie nieodpowiedzialny! Wiesz co by mogło się stać, gdybyś wypił za dużo?! Martwimy się o ciebie… Zayn też, dlatego tak zareagował. – Powiedział hardo.
Spuściłem wzrok. Jemu łatwo było mówić, Malik czepiał się tylko mnie, to można było nazwać troską? Nie sądzę…

Zayn
Muzyka płynąca z głośników koiła moje nerwy. Zerknąłem na rudzielca, który uczepił się mnie od samego początku imprezy. W sumie, to była nawet ładna. Ubrana w krótkie spodenki i bluzkę z dużym dekoltem przyciągała spojrzenia mężczyzn. Dziewczyna szturchnęła mnie, a po chwili poczułem jak dotyka mojego kolana. Od jakiegoś czasu chodziła mi po głowie myśl, czy zabrać ją do domu, ale bałem się reakcji chłopaków. Chociaż w sumie, nie powinno ich interesować co robię po nocach.
 -Co powiesz na wizytę u mnie? – spojrzałem na dziewczynę unosząc brew.
*
Opadłem na poduszki i wlepiłem wzrok rudzielca leżącego obok. Miała zamknięte oczy i dyszała jak po przebiegnięciu kilku kilometrów.
 -Byłaś niezła, Ashley – wymamrotałem.
Dziewczyna gwałtownie otwarła oczy i spojrzała na mnie wściekle.
 -Mam na imię Jessica! – warknęła, a po chwili zastanowienia dodała – Ale Ashley też ładnie.
Przewróciłem teatralnie oczami. Imię jak imię… Moje i tak jest najładniejsze. Chwilę później zmorzył mnie sen.
Poczułem jak ktoś mnie szturcha. Otworzyłem zaspane oczy i ujrzałem twarz Jessiki.
 -Mogłabym wziąć prysznic? – zapytała.
 -Jasne – powiedziałem od niechcenia. – Jak wyjdziesz z pokoju, ostatnie drzwi na prawo.
Dziewczyna pokiwała głową i opuściła pokój zakładając mój T-shirt i spodenki. Modliłem się w duchu, żeby nie trafiła nigdzie na któregoś z chłopaków. Jednak moje modły nie zostały wysłuchane i po domu rozległ się wrzask Nialla bardzo przypominający ryk Tarzana.
Zerwałem się z łóżka, założyłem szybko bokserki i wybiegłem z pokoju. Na korytarzu zebrali się już wszyscy domownicy. Tylko głowa Hazzy znajdowała się w szczelinie drzwi do jego pokoju. Zmarszczyłem brwi.
 -O co chodzi? – zapytałem wszystkich.
 -Niall nie zamknął drzwi do łazienki – odparł Louis. –A reszty domyśl się sam. – Spojrzał na mnie znacząco.
Jęknąłem głośno i ujrzałem speszoną Jessice stojącą przed drzwiami do łazienki.
 -Jak mogłaś nie usłyszeć śpiewającego pod prysznicem Niallera?! – zapytałem wkurzony.
 -Masz naprawdę szczęście do tych dziewczyn – Louis klepnął mnie w ramię i zszedł na dół po schodach.
 -I wy przyjmujecie to tak na spokojnie?! – ryknął Liam. – We własnym domu nie można mieć prywatności. Najpierw jedna paraduje po domu w szlafroku Louisa, później druga wskakuje do łóżka śpiącego Hazzy, a teraz Niall nie może się nawet wykąpać!
Usłyszeliśmy szczęk zamka. Po chwili w drzwiach pojawił się Niall z ręcznikiem owiniętym wokół bioder.
 -Ja tam nie mam nic przeciwko kąpieli w czyimś towarzystwie – powiedział i puścił oczko do dziewczyny, która spaliła raka.
 -Do  jasnej cholery, NIALL! – wrzasnął Liam. – Przestaniecie wreszcie?! Nie wiem jak wy, ale ja mam tego dość!
 -Ja po części też – usłyszeliśmy głos Hazzy. – Muszę dwa razy się upewnić, czy Zayn nie ma żadnego gościa, żeby pochodzić po domu nago.
Liam jęknął i zmroził Hazzę wzrokiem.
 -Zayn, albo skończysz z ciągłym przyprowadzaniem dziewczyn… - zaczął, ale mu przerwałem.
 -Liam! Daj mi spokój! To nie twoja sprawa! A przy okazji co mi niby zrobisz?! – wrzasnąłem. – Będziesz udawał tatusia i starał się, żeby wszystko było w porządku? – prychnąłem głośno.
 -Doprawdy? Nie moja sprawa mówisz? Nie Zayn! To właśnie jest moja sprawa! Mieszkam tutaj, tak samo jak ty i nie zgadzam się na takie coś. Mam już dość tych lasek! Znajdź sobie jakąś na stałe, a nie, że ty jedną przelecisz i zaraz masz drugą!
Niall przyglądał się naszej kłótni z otwartą buzią, a Hazza co jakiś czas starał się coś wtrącić, ale głos Liama go zagłuszał. Nagle nieoczekiwanie usłyszeliśmy krzyk Jessiki.
 -Ile ich przede mną było?!
Zastanowiłem się. Hazza przymknął oczy i zaczął coś pomrukiwać.
 -W tym miesiącu? – zapytał po chwili, na co ruda skinęła głową. – Plus, minus dziewiętnaście.
Dziewczyna otwarła usta z niedowierzaniem spojrzała na mnie rozwścieczona.
 -No to teraz masz parzystą liczbę! – wydarła się i wyminęła mnie wchodząc do mojego pokoju.
Wyszła z niego po chwili ubrana w swoje ciuchy.
 -Trafię sama do drzwi – warknęła na odchodne.
Spojrzałem na Hazzę.
 -Dzięki –mruknąłem i zniknąłem za drzwiami pokoju.
*
Wyjąłem spod łóżka walizkę. Chciałem wyjechać, nie wiedziałem konkretnie gdzie, ale miałem już dość tego wtrącania się do mojego życia prywatnego. Fakt faktem byli dla mnie jak bracia, ale nie musieli się mieszać! Zgarnąłem z szafy kilka koszulek i wrzuciłem je do torby. Po chwili byłem gotowy. Zapiąłem zamek walizki i położyłem ją na podłodze. Rozejrzałem się wokoło, żeby upewnić się, że mam wszystkie potrzebne rzeczy, po czym opuściłem pokój. Kiedy mijałem salon położyłem na stole kartkę A4 z napisanym „listem” do chłopaków.

Harry
Gdy tylko znalazłem się w salonie, zauważyłem kartkę leżącą na stole. Zgarnąłem ją szybko. Od razu rozpoznałem schludne pismo Zayna. Wziąłem się za czytanie.

Harry, Louis, Niall, Liam (w zależności kto to czyta),
Nie zamierzam się tłumaczyć, nie zrobiłem nic złego. Nie mam zamiaru Was przepraszać, bo szukanie szczęścia nie przestępstwem. No, ale przejdźmy do sedna. Prędzej czy później zorientowalibyście się, że brakuje mojego auta, albo, że mój pokój stoi pusty. Upewnię Was tylko w tym co zapewne przypuszczacie. Nie ma mnie…Wyjechałem. Teraz nie musicie się obawiać, że jakaś laska przerwie wam sen, albo poranną kąpiel. Chcę poszukać szczęścia, a jeśli nie mogę robić tego tutaj, to zrobię to gdzie indziej…
Nie szukajcie mnie!
                                                                       Zayn


Czytałem ten list po raz kolejny. Nie mogłem uwierzyć, że wyjechał, że opuścił nas przez taką błahostkę. Pokręciłem głową, w moich oczach zbierały się łzy. Usłyszałem kroki.
 -Co jest? – zapytał Louis wchodząc do salonu.
Podałem mu kartkę podciągając nosem. Tomlinson przeczytał ją pospiesznie, gdy skończył na jego twarzy malowało się niedowierzanie.
 -Znajdę go – mruknąłem.

~~~
Hey :D
Mamy do Was pewno sprawę. Zważywszy na to, że w ankiecie wzięło udział już 100 osób, reakcje zaznaczyło 25 osób, jesteśmy zawiedzione ilością komentarzy... 
 Bardzo byśmy Was prosiły, żeby każdy kto czyta, komentował choćby jednym słowem . Nawet nie wiecie jak bardzo to nas motywuje. Jeżeli ktoś ma swojego bloga, to wie, ile to znaczy.
Następna notka jak zawsze w środę (pod warunkiem, że będzie 20 komentarzy ;p Tak, to był szantaż xD haha)
Pa <3

21 marca 2012

Rozdział 3

Liam
Widziałem jak słońce powoli chowa się za horyzont. Do teraz siedziałem w swoim pokoju. Nie miałem ochoty oglądać Zayna. Niby zwykłe słowa, ale one też potrafią urazić. Miałem plan, jak spędzić dzisiejszy wieczór. Nie myślałem racjonalnie, nie obchodziło mnie to co może się ze mną stać.
Ubrałem koszulę w kratę i czarne rurki. Wymknąłem się z pokoju z nadzieją, że nikt, a przede wszystkim Zayn mnie nie zauważy. Nie chciałem być wytykany palcami. Nie chciałem, by wiedział, że to właśnie przez niego do mojej głowy wpadł taki beznadziejny pomysł. Bogu dzięki nie było ich w salonie.
Gdy znalazłem się w korytarzu, założyłem białe conversy i wyszedłem z domu trzaskając drzwiami.
Szedłem opustoszałą ulicą. O tej porze większość dzieciaków siedziała w domach, albo zabawiała się w klubie. I to był właśnie mój cel…
Do „Heaven” nie miałem daleko. Mieszkaliśmy w centrum, więc dojście do większości miejsc nie zajmowało więcej czasu niż piętnaście minut.
Stanąłem przed klubem. Ludzie pchali się do wejścia, a kolejka była niesamowicie długa. Nie miałem ochoty czekać, ale nie było innego wyboru. Stanąłem na jej końcu. Dwójka mężczyzn przede mną odwróciła się w moją stronę.
-Masz coś na stanie? – zapytał niższy facet.
Spojrzałem na niego zdezorientowany.
-Co masz na myśli? – odparłem.
-On jest chyba na haju –ten wyższy zwrócił się do swojego towarzysza – Skoro już nie poznaje ludzi, z którymi prowadzi interesy.
-Ale ja nie wiem o co wam chodzi – mruknąłem.
-Ty jesteś Mark? – zapytał.
Zmrużyłem brwi.
-Nie? – pokręciłem głową.
-To kim ty do cholery jesteś?! – krzyknął ten wyższy unosząc ręce.
-Człowieku, opanuj się – mruknąłem. –Nie jestem dilerem.
Nie miałem ochoty ciągnąć tej rozmowy. Wyminąłem mężczyzn i ruszyłem w kierunku ochroniarza. Słyszałem oburzone krzyki oczekujących na wejście.
-Wpuścisz mnie bez kolejki? – zapytałem grzecznie.
Ochroniarz zaśmiał się.
-Chłopczyku, czy ty sądzisz, że jestem na tyle głupi? Niektórzy czekają tutaj od godziny!
Wyjąłem z kieszeni portfel, a z niego sto funtów. Pomachałem mu przed nosem banknotem. Wyrwał mi z ręki papierek i wpuścił mnie do środka.
-Dziękuję uprzejmie – mruknąłem.
-Ja również! I zapraszam ponownie! – krzyknął za mną. – Jutro też tu będę! Ponownie mogę cię wpuścić bez kolejki! No wiesz, zbieram na plazmę!
Pokręciłem głową z dezaprobatą. Jednak goryle nie są takie straszne.
Usiadłem przy barze i rozejrzałem się dookoła. Dwa miejsca dalej siedziała szatynka, akurat zaciągała się papierosem.
-Co podać? – usłyszałem głos barmana.
Spojrzałem na niego. Kątem oka zauważyłem, że owa dziewczyna mi się przygląda.
-Tequila, raz. – Mruknąłem.
Poczułem drżenie telefonu w mojej kieszeni. Wyjąłem aparat i zerknąłem na wyświetlacz, na którym widniał napis: „Harold :D”. Nadusiłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem telefon do ucha.
-Liam! Gdzie ty do jasnej cholery jesteś!? – krzyczał do słuchawki.
Nie odpowiedziałem. Dobiegająca z głośników muzyka ucichła i zabrzmiał głos DJ’a.
-Jak się bawicie w „Heaven”?
Rozłączyłem się szybko z nadzieją, że tego nie usłyszał.
-Szlag – mruknąłem pod nosem i schowałem telefon do kieszeni.

Stephanie
Zerknęłam na chłopaka siedzącego obok. Patrzył na szklankę z alkoholem jak na wroga. Jednak po chwili wziął ją do ręki i wlał całą jej zawartość do gardła. Wyglądał jakby zjadł połowę cytryny. Pokazał barmanowi, że ma polać jeszcze raz. Westchnęłam i zgasiłam papierosa. Z tego co zauważyłam ten chłopak nie był typem podobnym do Jamesa, który marzy tylko o tym, żeby upić się jak przysłowiowa świnia.
Nagle do szatyna podeszła dwójka chłopaków. Brunet pociągnął go za ramię.
-Liam, idziemy! – powiedział głośno.
-Tak bardzo zależało ci na tym, żebym był „normalny”, więc proszę. Zadowolony?
Drugi chłopak o bujnych lokach chwycił go za rękę i pociągnął.
-Zostaw! – krzyknął szatyn.
Mulat chyba trochę się wkurzył. Wziął, z tego co się dowiedziałam, Liama za szmaty.
-Zayn! Zostaw mnie do cholery! – krzyknął ponownie, ale na nic.
-Kurwa mać! Liam! Wiesz, że kiedy jestem na kacu gadam bzdury! Wcale tak nie myślę! – wydarł się zwracając uwagę wielu ludzi.
-Tak, jasne. A jutro znowu będę wysłuchiwał, jaki to ja jestem nudny!
Mulat westchnął.
-Nie kłóćmy się – powiedział Lokowaty. – Zabieramy go – wskazał na Liama.
Dwójka nowo przybyłych chwyciła szatyna i wyprowadziła z klubu mimo licznych protestów i rzucanych w ich stronę bluźnierstw.
Nie zastanawiając się ani chwili zeskoczyłam z krzesła i ruszyłam szybko za nimi. Pomimo tego, że wydawali się znajomymi, miałam jakieś dziwne przeczucie. Wybiegłam z Heaven. Zauważyłam ich niedaleko, na malutkim parkingu przed klubem. Dwójka z nich kłóciła się w najlepsze, tylko chłopak z burzą włosów przyglądał im się ze znudzeniem, jakby coś takiego było codziennością.
-Skończyliście już? – zapytał opierając się o auto. – Niall zamówił coś w Nandos i oczywiście zapomniał odebrać… Obiecałem, że się tym zajmę.
-Harry nie wtrącaj się – warknął mulat.
Lokowaty wzruszył ramionami i spojrzał w niebo.
Wydawało mi się, że sytuacja jest opanowana. Jednak mulat ni z tego ni z owego zaczął wrzeszczeć.
-Do reszty cię porąbało?! Co ty sobie myślałeś?!
Ruszyłam szybko w ich kierunku.
-Nie wydaje ci się, że to jego sprawa jak spędza czas? – warknęłam na mulata.
-Nie wydaje ci się, że to w ogóle ciebie nie dotyczy? – fuknął na mnie.
Poczułam się urażona. Może i wpychałam nos w nie swoje sprawy, ale chciałam pomóc szatynowi. Przypomniała mi się sytuacja sprzed roku. Moi rodzice zabraniali mi jakichkolwiek wypadów z przyjaciółmi, chyba, że były to odwiedziny u Blaze. Jednak, jak to mówią, zakazany owoc smakuje najlepiej.
-Hej! Dajcie sobie może spokój! – krzyknął Loczek.
Wszyscy troje spojrzeliśmy na niego z wrogością. Uniósł ręce w geście kapitulacji.
-To była tylko sugestia – powiedział machając dłońmi.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Nie musisz się martwić, nie chcemy mu nic zrobić, chociaż za to dziecinne zachowanie, przydałoby mu się porządne lanie – odezwał się Harry po chwili.
Uniosłam brew.
-Dziecinne? – zapytałam. – Czyli każdy, kto chodzi do klubu zachowuje się dziecinnie?
Loczek westchnął głośno i pokręcił głową.
-Źle mnie zrozumiałaś. Chodziło mi o to, że ten palant nie powinien pić, a nie sądzę, żeby poszedł do Heaven tylko po to, żeby sobie potańczyć.
Zmarszczyłam czoło i zastanowiłam się chwilę. Nie miałam pojęcia o co mogło mu chodzić. Dlaczego Liam nie mógł pić? Przecież to jego życie, a był na tyle dorosły, aby decydować sam o sobie. Z rozmyślań wyrwał mnie głos mulata.
-Mam dość jak na dzisiaj. Nie wiem jak wy, ale ja wracam do domu – mruknął i odwrócił się na pięcie.

                                                                       ~~~
~Hey :D Nie chcemy przeciągać, więc prosimy Was tylko o wzięcie udziału w sondzie, która znajduje się nad rozdziałem :D Za komentarze oczywiście się nie obrazimy :D Do nn <33

14 marca 2012

Rozdział 2

Wszedłem do kuchni. Niall szperał w lodówce, w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia, Harry smażył sobie jajecznicę, a Zayn siedział na krześle i wpatrywał się w przestrzeń. Z łazienki dobiegały głośne śpiewy Lou, który pewnie teraz brał prysznic.
Skierowałem się do otwartej przez Nialla lodówki. Wyjąłem z niej sok pomarańczowy i napiłem się.
-Nalejesz mi też? – zapytał markotnie Zayn. – Padam na twarz po tej nocy.
Niall zachłysnął się i spojrzał na niego z wytrzeszczem oczu.
-To co ty robiłeś, przecież odprowadzałem blondzie do drzwi, a nie słyszałem żeby wracała. Przez okno raczej też nie weszła. – Powiedział.
Zayn zmierzył go morderczym wzrokiem.
-Niall ma rację, normalni ludzie mają w zwyczaju spać o tej porze. – Skomentowałem.
-Normalni ludzie w naszym wieku nie chodzą spać z kurami, chyba że nie mają nic lepszego do roboty – warknął Malik.
Wiedziałem, że kierował to bezpośrednio do mnie. Rzadko chodziłem z chłopakami po klubach, wolałem spędzać czas w domowym zaciszu, ale to nie oznaczało, że nie lubiłem się bawić. Uważałem, że dzień bez imprezy nie jest dniem straconym. Nie zależało mi na wyrywaniu lasek i zalaniu się w trupa. Reszta uważała tak samo, jednak to właśnie mnie Zayn się czepiał. Nieraz miałem ochotę pokazać im, że nie jestem gorszy, ale nie chciałem przez głupi wypad do klubu wylądować w szpitalu.
-Miły jesteś – warknąłem i spojrzałem wściekły na mulata, ale ten nie zareagował.
Odwróciłem się na pięcie i wyszedłem z kuchni. Minąłem Louisa, który wokół bioder miał przewiązany ręcznik w paski, na głowie czepek, a w ręce trzymał swoją ulubioną gąbkę w kształcie marchewki. Nie zwracając na niego większej uwagi, pobiegłem na górę.

Harry
Louie wszedł do kuchni i rozejrzał się wokół.
-A temu co się stało? – zapytał wskazując kciukiem za siebie.
-Zayn nadepnął mu na odcisk – skomentował Niall.
Karotkowy wzruszył ramionami i podszedł do mnie. Klepnął mnie w tyłek.
-Co na śniadanie, kochanie? – zapytał.
Uniosłem jedną brew.
-Ja jem jajecznice, a ty co upichcisz, to zjesz – uśmiechnąłem się szeroko.
Louis liczący na darmową wyżerkę, zrobił minę smutnego szczeniaczka. Pokręciłem głową, może i wyglądał słodko, ale ja nie dałem się na to nabrać. Teraz był szczeniaczkiem, a za chwilę mógł się okazać rozwścieczoną wiewiórką walczącą o orzeszka, chociaż w jego przypadku – marchewkę.
-O nie mój drogi! – powiedziałem grożąc mu drewnianą łyżką – Dała Bozia rączki?
Tomlinson zmrużył oczy.
-Mi rączki dała, ale z tego co widzę, ciebie obdarowała nóżkami, więc nie muszę wozić twojego zadka do supermarketu. – odwdzięczył się pięknym za nadobne.

Stephanie
Usłyszałam wołanie z dołu. Z głośnym westchnieniem wyszłam z pokoju i skierowałam ku schodom. Zbiegłam z nich pospiesznie.
-Stephanie! Czekam na ciebie! – krzyknęła mama.
Przewróciłam teatralnie oczami i weszłam do kuchni.
-Słucham – powiedziałam opierając się o futrynę.
Mama zmierzyła mnie wrogim spojrzeniem. Nie miałam zielonego pojęcia, o co może chodzić, ale wiedziałam, że mina mamy nie oznacza nic dobrego. Rodzicielka w wydaniu żmijowatym wróży same kłopoty.
-Możesz usiąść? Nie lubię jak stoisz nade mną. – Chrząknęła głośno.
-Nie dziękuję, mam młode nogi. Postoję – mruknęłam.
Chciałam odbębnić tą rozmowę i wrócić do mojego kącika.
Rodzicielka westchnęła głośno. Wiedziała, że w tej sytuacji jest na przegranej pozycji. Przyglądałam się jej z wyczekiwaniem.
Poprawiła zjeżdżające z nosa okulary.
-Stephanie Grace, twój ojciec i ja rozmawialiśmy na temat twoich wydatków – Spojrzałam na nią spode łba. – Jest ich coraz więcej, a nie chcielibyśmy, żeby cała nasza wypłata wędrowała do kas w klubach i sklepach odzieżowych.
-Ale… - zaczęłam.
-Nie lubię, gdy mi przerywasz – pogroziła mi trzymanym w dłoni długopisem. – Zdecydowaliśmy, że musisz zacząć sama na siebie zarabiać. Niedługo będziesz pełnoletnia, a my z ojcem nie możemy przez całe życie cię utrzymywać.
-Zarabiacie krocie, a nie chcecie dawać mi miesięcznie tych kilkudziesięciu funtów? – zapytałam z żalem.
-Kilkudziesięciu?! – zagrzmiała kobieta. –Wydajesz znacznie więcej, niż te „kilkadziesiąt” funtów. W twoim przypadku, idealnym określeniem byłoby: kilkaset.
Zacisnęłam zęby.
-Moje koleżanki wydają dużo więcej pieniędzy, a ich rodzice nie mają do nich pretensji.
-Mówimy teraz o tobie.
Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Nie wydawałam wcale wiele pieniędzy. Od czasu do czasu odwiedzałam sklepy odzieżowe i galerie, a na każdy wypad do klubu nie traciłam fortuny.
-Czyli jednym słowem, koniec z kieszonkowym? – zapytałam.
Mama westchnęła.
-Nie wyraziłam się dość jasno? – uniosła brwi. –Jeśli chcesz mieć pieniądze, musisz je samodzielnie zarobić.
Prychnęłam głośno i wyszłam z kuchni. Do kieszeni dresowych spodni schowałam telefon. Założyłam czarne supry i wyszłam z domu trzaskając drzwiami.
                                                   *
Usiadłam na łóżku mojej przyjaciółki.
-Co się stało? – zapytała Blaze wyciągając w moją stronę paczkę papierosów.
Westchnęłam i wzięłam jednego z nich. Dziewczyna podsunęła pod mój nos zapaloną zapalniczkę. Zaciągnęłam się mocno, poczułam w gardle dławiący dym.
-Dzięki – powiedziałam.
-Opowiadaj – zażądała Blaze odpalając swojego papierosa.
Opowiedziałam jej całe dzisiejsze zajście. Słuchała mnie z uwagą, zaciągając się raz po raz.
-Wiem jak możesz to odreagować – uśmiechnęła się złowieszczo. – Bierz z mojej szafy, co tylko ci się spodoba – puściła mi oczko. – Za dwie godziny jedziemy do klubu!

                                                ~~~
~Hej :) Mamy do Was jedną sprawę . Rozdziały będą pojawiały się co środę , z powodu braku czasu ... Ta szkoła nas kiedyś wykończy -,- ... 
~Prosiłybyśmy też , gdyby każdy kto czyta naszego bloga skomentował chociaż w jednym zdaniu . Chciałybyśmy wiedzieć ile osób czyta :D 
~Do nn <3

7 marca 2012


Rozdział 1
            Minęły dwa lata odkąd On odszedł. Powoli przywykłam, że nie ma Go obok, że nie czuwa przy moim boku jak to robił zazwyczaj. Żyłam normalnie, nie rozpamiętując tamtych chwil. Niedługo miałam zacząć trzecią liceum. Czekała mnie matura, ale nieszczególnie się tym przejmowałam. Nigdy nie byłam przeciętną uczennicą. Przykładałam dużą wagę do stopni. Gdy spoglądałam wstecz widziałam kujonkę, wiecznie ślęczącą nad książkami. Teraz ten czas już minął. Stałam się osobą otwartą na świat i nowe znajomości.
            Nowy rok szkolny zbliżał się powoli. Teraz mogłam robić co chciałam, cieszyłam się dwoma wolnymi od nauki miesiącami. Mama nie miała pretensji o codzienne wypady do klubów wraz ze znajomymi. Nie musiałam też przestrzegać ustalonych przez rodziców reguł. Jeszcze nie byłam pełnoletnia, ale niedługo miało to ulec zmianie. Pod koniec wakacji planowałam urządzić huczną osiemnastkę. Moich rodziców było na to stać. Nie żałowali mi pieniędzy, chcieli, żeby ich jedyna córeczka była szczęśliwa i miała wymarzone urodziny.
            Byłam sama w domu. Rodzice siedzieli w kancelarii od rana do późnego wieczora, więc nie musiałam przysłuchiwać się ich narzekania na moje nawyki i głośną muzykę roznoszącą się z mojego pokoju na cały dom.
            Byłam już gotowa na wyjście. Czekałam tylko, aż czarne Lamborgini Blaze zaparkuje pod moim domem. Jak zawsze się spóźniała. Chwilę później usłyszałam klakson. Chwyciłam skórzaną kurtkę i wyszłam z domu spoglądając raz jeszcze na swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam całkiem nieźle. Brązowe włosy spięłam szpikulcem, kilka niesfornych kosmyków opadało na moją twarz i wiło się wokół niej. Mała czarna sięgająca mi do połowy uda była dość efektowna. Założyłam szybko szpilki i wyszłam z domu.
            Usiadłam na skórzanej kanapie obok Jamesa. Chłopak uśmiechnął się do mnie i podsunął niesamowicie wyglądającego drinka.
 -James, mówiłam już, że nie piję – powiedziałam. – Potrafię bawić się bez tego.
Chłopak wzruszył ramionami, zabrał wysoką szklankę i pociągnął z niej potężnego łyka.

Zayn
            Spojrzałem na zgrabną blondynkę siedzącą obok mnie. To była już kolejna dziewczyna na mojej długiej liście. Jednak żadna z nich nie okazała się właśnie Tą, którą pokochałbym z całego serca.
Podała mi kieliszek. Uśmiechnąłem się szeroko i zabrałem go od niej. Spojrzałem na znajdującą się w nim wódkę. Zastanowiłem się chwilę, przyłożyłem do ust i przechyliłem.
 -Co robimy dzisiaj w nocy? – zapytała puszczając mi oczko.
Zastanowiłem się chwilę, po czym chwyciłem dłoń blondynki. Wstałem ciągnąc ją za sobą i skierowałem się w kierunku wyjścia.
            Otworzyłem przed nią drzwi do willi, miałem cichą nadzieję, że chłopcy już śpią. Puściłem ją przodem, chciałem jeszcze raz spojrzeć na jej tyłek.
 -Chodź na górę – wyszeptałem.
Aby dostać się do mojej sypialni, musieliśmy przejść przez salon, a później wspiąć się po schodach. Przemieszczaliśmy się w ciemności. Kiedy tylko przekroczyłem próg salonu, włączyłem światło. Nie mogąc się oprzeć, objąłem blondynkę i przyparłem ją do ściany. Pochyliłem się, żeby ją pocałować.
            Skrzypniecie fotela. Odwróciłem głowę, żeby dostrzec źródło dźwięku.
 -Zaynie Maliku, czy mógłbym do jasnej cholery wiedzieć gdzie byłeś jak cię nie było? – zapytał Louis siedzący na fotelu.
Żyła na skroni mojego przyjaciela niebezpiecznie drgała, co nie oznaczało niczego dobrego.
 -Lou, dlaczego jeszcze nie śpisz? – opowiedziałem pytaniem na pytanie i pochyliłem się nad blondynką. – Wejdź po schodach, pierwsze drzwi na lewo. Za chwilę do ciebie przyjdę – wyszeptałem tylko.
Dziewczyna skinęła głową i wykonała posłusznie polecenie.
            Spojrzałem na Lou zaciskając dłonie w pięści.
 -Czy ty zawsze musisz coś popsuć? – zapytałem. – Zajmij się swoimi marchewkami – fuknąłem.
Lou zrobił obrażoną minę i położył dłonie na piersi.
 -Jak możesz… - zaczął, ale przerwał mu dziewczęcy pisk w wykonaniu Harrego.
Spojrzałem na mojego przyjaciela i oboje pobiegliśmy na górę. Drzwi do pokoju Hazzy były otwarte. Po domu rozniósł się jeszcze jeden pisk. Wbiegliśmy do pomieszczenia i szybko zapaliliśmy światło. Harry stał przyparty do okna i zakrywał się zieloną firanką, a blondynka leżała zdezorientowana na jego łóżku.
 -Mówiłem, pierwsze drzwi na lewo – warknąłem patrząc na dziewczynę.
 -Ale przecież to jest lewo – powiedziała.
Spuściłem z niedowierzaniem głowę.
 -Blondynki tak mają – skomentował Harry ze zrozumieniem.
 -Harry… - Zaczął Louis – Co ty robisz?
 -Święcę tyłkiem przez okno, nie widać? – odpowiedział uprzejmie Styles.
Louis parsknął śmiechem.
 -Oszczędź biednych przechodniów – powiedział Tomlinson rechocząc jak głupi.
 -Jest noc, tak? – zapytał Hazza. – A przy okazji, kto nie chciałby popatrzeć na moje piękne pośladki?
Blondynka parsknęła śmiechem i spadła z łóżka z głuchym łoskotem. Kilka sekund później usłyszałem trzask drzwi, wokół zapanowała cisza jak makiem zasiał. Dobiegł do nas odgłos ciężko stawianych kroków i ciche sapanie. Do pokoju wparował rozczochrany Niall w samych bokserkach w koniczynki.
 -Co… wy… do… cholery… robicie… o… tej… godzinie? – zapytał przez zęby, a jego powieka drgała. Spojrzał na leżącą na podłodze dziewczynę, która nie mogła pohamować śmiechu – Ładny kolor, jakiej farby używasz? – zapytał blondynkę.
Wyraźnie zakłopotana dziewczyna natychmiast się uciszyła.
 -Dosyć tego! Wynocha z mojego pokoju! – krzyknąłem.
Hazza odsłonił firankę i już chciał do mnie podejść, ale zorientował się, że jest nagi, więc wrócił za zasłonkę. Zastanowił się chwilę.
 -Ej! To jest mój pokój! – krzyknął zdesperowany.
 -Dziwne, że jeszcze tatuś się nie zjawił. – powiedział Niall.
Jak na zawołanie, do pokoju wszedł Payne. Rozejrzał się po pokoju.
 -Normalka. – machnął ręką i opuścił pomieszczenie.

Liam
            Wiedziałem, że już nie zasnę. Na dworze świtało. Z pokoju Harrego dobiegały dziwne dźwięki. Najwyraźniej spór o to, czyja to sypialnia, nadal trwał.
 -Odprowadzić cię do drzwi? – usłyszałem głos Nialla.
Zaśmiałem się cicho. Widocznie Irlandczyk dawał blondynce dyskretnie do zrozumienia, żeby już sobie poszła.
             Nie rozumiałem Zayna i całej tej sytuacji. Powoli miałem dość tego ciągłego przyprowadzania nowych dziewczyn do naszego domu. Malik nie zdawał sobie sprawy jak dziwnie było przysłuchiwać się tym wszystkim odgłosom dochodzącym z jego pokoju. Nie byłem dzieckiem, wiedziałem co robią.  Ja nigdy bym tak nie postąpił. Od zawsze miałem szacunek do dziewczyn. Nie potrafiłbym zmieniać ich co wieczór. Jednakże Zayn nie miał z tym problemów.

~ ~ ~

~Hej :D przy prologu nie chciałyśmy nic pisać , więc piszemy przy pierwszym rozdziale :D
Ten blog ma dwie autorki.. Być może wywnioskowaliście to z nicku: N&N a dokładniej Najimi&N. Obie prowadzimy jeszcze swoje, jakby to powiedzieć... Osobiste blogi, na które was serdecznie zapraszamy :)
Najimi  http://i-cant-ever-be-brave.blog.onet.pl/
N.  http://heart-beats-harder.blog.onet.pl/
~Jeśli znajdzie się ktoś, kto chciałby być informowany o nowych rozdziałach (informujemy tylko na Twitterze) , to podajcie swoje nicki :) lub piszcie do @LittleLexiex3 (Najimi) . Zdarzy się, że o nowej notce poinformuje was @Niallerx3 (N.), właściwie będziemy robić to na zmianę , albo ta , która akurat będzie mogła :D
~Chciałybyśmy, abyście zostawili po sobie komentarz :D to dla nas bardzo ważne xD  Mamy nadzieję, że ten rozdział przypadł Wam do gustu i nie zniechęcił do dalszego czytania (:
~Na koniec chciałybyśmy polecić wam jeszcze bloga z jednopartami należącego do Kingi :
http://yourreasontobe5.blogspot.com/

2 marca 2012

Prolog

Leżała na łóżku okryta ciepłym kocem. Czuła się jak zawsze, wypompowana z całej życiowej energii, pusta jak drewniana kukiełka. Myślami była gdzie indziej, wracała do tamtych wspaniałych chwil sprzed kilku tygodni. Wydawały się takie odległe. Brakowało jej Jego dotyku, czułych pocałunków. Wszystko było dobrze, dopóki nie powiedziała mu prawdy. Nagle coś w niej pękło. Zaniosła się szlochem, rzucała się po łóżku wrzeszcząc. Zerwała się z na nogi, nie panowała nad sobą, podczas ataku furii nikt nie mógł sobie z nią poradzić. Chwyciła lampkę nocną i wyrywając kabel z kontaktu rzuciła nią o ścianę. Po domu rozległ się odgłos tłuczonego szkła. Nikt nie przybiegł jej pomóc. Tym razem była sama, pierwszy raz zostawili ją w domu bez opieki… Poczuła silny ból w podbrzuszu. Osunęła się na podłogę, szlochała. Wiedziała, że coś jest nie tak. Zdawała sobie sprawę z tego, że to jej wina. Zaniedbała się, to wszystko dlatego… Nie jadła, nie piła… To w końcu musiało nadejść. Nie wiedziała tylko, że tak bardzo to przeżyje.